Mimo że w piątek troche nasypało śniegu jak i w sobote z rana coś rzuciło nie było tak źle by wyruszyć garbusem w bieszczady.
Szybkie wybranie się z domu bo już po 11 byliśmy w drodze na garaż po auto. Troszke wietrznie się zrobiło ale nie przeszkadzało nam to zbytnio, pozostało tylko zapakowanie się w zielonego i jazda w droge :) kierunek Solina
Na drogach nie było wogóle śniegu w babicy jedynie delikatnie rzuciło śniegiem i droga na moment zrobiła sie delikatnie biała ale już odbijając w kierunku sanoka droga była czarna. Bez wiekszych przeszkód dostaliśmy się do Leska, pozostało nam pokonać podjazdy pod górki i przed samą soliną czekalo wyzwanie: serpentynki.
Za leskiem droga robiła się już delikatnie biała więc trzeba było ostrożnie jechać by nie zerwać przyczepności co jest bardzo łatwe w autach tylnonapedowych.
W końcu po wolnych podjazdach i przedzieraniach się po delikatnie zaśniezonej drodze dotarliśmy na miejsce.
Wybralismy sie na tame jak widać na zdjęciach pogoda dopisuje :) śnieznobiałe tło delikatny wiaterek i zero opadów. Ruszyliśmy więc na drugą stronę tamy.
Niestety już w drodze powrotnej na parking pogoda troche się załamała i zaczęło sypać sniegiem. Nie osiągaliśmy się zbytnio z powrotem do auta by nie wygladać jak balwanki ale udało nam się zrobić kilka zdjęć które ukazują jak zmienna potrafi być pogoda.
Jak sami widzicie widoczność zdecydowanie zmalała. Pozostało nam tylko ostrożnie wrócić do domu.
Na trasę powrotną wybralismy trasę którą przyjechalismy na miejsce ponieważ wiedzieliśmy jak wyglądała i czego można się spodziewać.
Niestety w lesku nie spodziewaliśmy się aż tak śliskiej nawierzchni, na szczęście bez problemu minęliśmy rondo jadąc za pomarańczowym dostawczakiem który strasznie się bał jechać i popelniał trochę błędów ale nie probowałem go wyprzedzać lecz trzymać się za nim w odpowiedniej odległości.
Niestety w Zagórzu na serpentynach droga była bardzo śliska, pod światłami samochodów aż się szkliła wtedy popełnił najwiekszy błąd chcąc się calkowicie zatrzymać zamiast wrzucić najnizszy bieg i zjechać spokojnie na sam dół.
W miedzyczasie wyprzedziło nas 3 auta które niestety również zaczęly chamować bo nie miały wyjścia. Redukcja biegów do najniższego i ostrożne hamowanie zachaszając trochę o pobocze na nie wiele się zdało gdyż auto ciągle jechało w dół, zdecydowałem się na ominięcie aut i powolne zjechanie na sam dół. Na szczęście pod górkę nikt nie jechał ponieważ jedno auto utknęło w polowie nie mogąc ruszyć.
Powoli więc zjeżdżając w doł na jedynce delikatnie hamując i kontrując co jakiś czas kierownica minąłem kolumnę stojących samochodów i zjechałem w dół gdzie faceta z lawetą ściągnęło na przeciwny pas.
Wyjechawszy już na prostą drogę odetchnęliśmy z ulgą i ostrożnie okolo 40 km na godzine jechaliśmy dalej.
A tak wyglądał korek pod górkę:
W końcu napotkaliśmy piaskarki które wzięły się do pracy i zaczęły posypywać drogi. Na szczęście za Sanokiem były już inne warunki droga była mokra a temperatura utzrymywała się dodatnia.
I tak z przygodami spędziłem dzień z Moją Kobietką.